Android

Uwaga na media społecznościowe Charlatans

Mimo groźby grzywny kwitnie handel bonami turystycznymi (UWAGA! TVN)

Mimo groźby grzywny kwitnie handel bonami turystycznymi (UWAGA! TVN)

Spisu treści:

Anonim

Ostatnio wydaje mi się, że nie mogę nigdzie pójść, nie wpadając w gromy konsultantów mediów społecznościowych, którzy rozklejają cuda marketingu sieci społecznościowych. Jasne, też ich widziałeś. Zręczni "eksperci", którzy obiecują pomóc Ci wykorzystać moc Twittera i Facebooka, aby podnieść swój profil i, w niewytłumaczalny sposób, zwiększyć swoje zyski. Ale zdrap powierzchnię większości z tych roszczeń i natychmiast się rozpadają. Tymczasem wydaje się, że jedynymi osobami zarabiającymi pieniądze w mediach społecznościowych są sami konsultanci.

Za dowolne od kilkuset do kilku tysięcy dolców można wynająć konsultanta ds. Mediów społecznościowych, aby przyszedł do biura i rozpoczął szkolenie seminarium dla twojego personelu. Spędzą godzinę lub dwie na nauce o mediach społecznościowych, aby podnieść świadomość swojej marki i magiczne korzyści z budowania bliższych relacji z klientami w 140 znaków lub mniej. Prawdopodobnie zaoferują ci nawet kilka "poufnych wskazówek" opartych na ich "głębokiej wiedzy" w tej dziedzinie. Jedyny problem? To ładunek byka.

Jeśli nie określisz sukcesu poprzez rodzaj luźno-gęsiego standardu, który może sprawić, że twój horoskop wydaje się rzeczywiście przewidywać przyszłość, prawdziwą miarą każdego przedsięwzięcia biznesowego jest to, że zwiększa twoje zyski. Jednak w ogromnej większości przypadków, ani Twitter, ani Facebook nie ma znaczącej szansy na zrobienie tego dla użytkowników biznesowych. A jeśli jesteś małą firmą, która polega na, powiedzmy, sprzedawaniu prawdziwych produktów i usług na rzecz faktycznie płacących klientów, smutne tweety na temat twoich codziennych ofert są prawie na pewno marnowaniem zasobów.

[Czytaj dalej: Najlepsza telewizja strumieniowa usługi]

Ale czas spędzony na pisaniu 140-znakowych aktualizacji na temat twojej firmy nie jest tak bliski jak frywolny, jak czas i pieniądze spędzone na słuchaniu samozwańczego guru o tym, jak to zrobić.

Każdy jest ekspertem

Połącz szybko rosnąca popularność mediów społecznościowych z gospodarką, która zmusiła setki tysięcy robotników do wymyślenia się na nowo jako s, a ty masz doskonały przepis na przeciążenie konsultantów. Ponieważ wydaje się, że nikt nie wie, co do diabła dzieje się z Twitterem, prawie każdy może się zgodzić jako ekspert w tej dziedzinie. Nagle wszyscy ci pracownicy, którzy w przeciwnym razie mogliby pozyskać nieszczęsnych z ofertami usług coachingowych lub konsultacjami Feng Shui, wskoczyli na modę społecznościową. W dzisiejszych czasach trudno jest wymachiwać kijem po chodniku, nie uderzając jednego z tych facetów w głowę.

W rzeczywistości, wkrótce po tym, jak zacząłem to pisać, otrzymałem wiadomość od dość typowej oferty konsultanta, która dała mi pewne wgląd w w stosunku do innego artykułu, który ostatnio napisałem. Szybki przegląd strony internetowej tej osoby ujawnił karierę w zupełnie niezwiązanej z nią dziedzinie, po której nastąpił nagły zwrot do konsultacji z mediami społecznościowymi na podstawie bycia "zapalonym" portalem społecznościowym. Wśród tych rzekomych poświadczeń eksperta: przyznany brak technicznej znajomości i twierdzenie, że można zwiększyć produktywność firm poprzez sieci społecznościowe.

Dysonans poznawczy wystarczy, by eksplodować, ale w świecie guru mediów społecznościowych To raczej reguła niż wyjątek.

Kilka tygodni temu były kolega z innej publikacji zapytał mnie o opinię na temat "jednej trzeciej reguły" na Twitterze. Nie miałem pojęcia, o czym ona mówi.

Trzecią zasadą, wyjaśniła, jest to, że powinieneś mieć o jedną trzecią więcej zwolenników niż liczba osób, które sam śledzisz. Prawdopodobną korzyścią jest to, że nierównowaga wydawałaby się być na twoją korzyść, gdyby ktokolwiek zdarzył się na twoim profilu, a ludzie po prostu nie byliby w stanie oprzeć się podążaniu za tak wyraźnie popularną osobą. Gdzie mój przyjaciel dostał tę absurdalną regułę? Wysoko ceniony guru mediów społecznościowych przemawiający na lokalnej konferencji biznesowej.

Czy wiesz, ile osób może zostać oszukanych w związku z obserwowaniem konta Twitter Twojej firmy tylko dlatego, że masz nieco więcej zwolenników niż folklorystów? Dość dużo zero. A jeśli zdarzyło ci się oszukać kogoś z takim dziecinnym podstępem, jest mało prawdopodobne, by pozostali przy dodawaniu wartości do twojej firmy.

Prawda jest taka, że ​​prawie nie ma reguł w sieciach społecznościowych, które jeszcze się nie stosują w niemal każdym innym środowisku społecznym. Wielu inteligentnych ludzi napisało już godne perspektywy, jak być dobrym obywatelem na Facebooku i Twitterze, i nie muszę powtarzać tutaj, co jest zgodne z ogólnym zdrowym rozsądkiem. Podobnie jak w życiu, jedyną zasadą, która naprawdę ma znaczenie, jest Złota Reguła. Cała reszta jest albo pochodna, albo nonsensowne bzdury, a ty naprawdę nie powinieneś płacić wielkich pieniędzy.

Get Real or Get Out

Niestety, ten brudny mały sekret o korzystaniu z serwisów społecznościowych takich jak Twitter i Facebook promujący twój biznes jest taki, że z rzadkimi wyjątkami nikt nie chce być kumplem z firmą. Żyjemy w społeczeństwie, które jest absolutnie dość reklamowane i sprzedawane, a większość z nas zwraca się do sieci społecznościowych, aby uciec od sił komercjalizmu. Mamy słowo dla osób, które korzystają z portali społecznościowych, aby wysyłać niechciane oferty i ogłoszenia o swojej firmie, a tym słowem jest "spamer".

W kilku wyjątkowych przypadkach niektóre firmy zdołały stworzyć obecność na Twitterze, która faktycznie się pojawia mieć korzystne wyniki. Comcast jest godnym uwagi przykładem.

Dzięki zespołowi ComcastCares na Twitterze, gigant telewizji kablowej monitoruje serwis Twitterverse w poszukiwaniu negatywnych komentarzy na temat firmy, a następnie dociera do komentujących, aby spróbować rozwiązać wszelkie problemy, które wywołały ich hackles. To nowatorska strategia, której doświadczyłem z pierwszej ręki, gdy ostatnio pisałem na Twitterze o tym, że zmieniłem dostawcę telewizji kablowej. W ciągu kilku minut, przedstawiciel Comcast podał mi na Twitterze wiadomość, czy mógł mi coś zrobić. Nie było, ale mogę sobie wyobrazić, że takie podejście może czasami działać z niektórymi klientami i prawdopodobnie usprawiedliwia to stosunkowo niewielki koszt posiadania kilku osób monitorujących Twitter w tym ogromnym przedsiębiorstwie.

Kolejny przykład to Starbucks, który ma jednego pracownika o imieniu Brad tweetuje o codziennym życiu w głównej siedzibie firmy w Seattle. Nie sprzedaje żadnej kawy ani niczego, ale jego codzienne aktualizacje i serdeczny pogawędka z klientami stawiają ludzką twarz w firmie, która często jest postrzegana jako monolit. Podobnie jak w przypadku Comcastu, wydaje się, że jest to dość tani wysiłek w zakresie PR dla firmy dysponującej ogromnymi zasobami.

W przypadku mniejszych przedsiębiorstw korzyści płynące z mediów społecznościowych są znacznie mniej wyraźne, a relatywne koszty mogą być znacznie wyższe. Firma zatrudniająca mniej niż 50 pracowników może liczyć na zatrudnienie pełnoetatowych pracowników do publikowania aktualizacji na Twitterze i Facebooku. Chociaż od czasu do czasu można obciążyć jednego lub dwóch pracowników odpowiedzialnością za publikowanie aktualizacji, dobrym pomysłem jest upewnienie się, że wybieracie pracowników, którzy mogą znaleźć właściwą równowagę między mediami społecznościowymi a ich prawdziwą pracą. Oprzyj się pokusie, aby przekazać wszystkie obowiązki związane z siecią społecznościową temu jednemu młodemu hipsterowi w twoim biurze, który wydaje się "zdobyć". W przeciwnym razie ryzykujesz utratę kontroli nad przekazem swojej marki i zamienianie niedbałego wysiłku reklamowego w publiczne zakłopotanie.

Jeśli zamierzasz założyć konto Facebook lub Twitter dla swojej firmy, przekaż odpowiedzialność osobie o zrównoważonej kondycji, dojrzałości i taktować, a następnie dać im swobodę, aby zrobić to na swój własny sposób i znaleźć to dla siebie. Zignoruj ​​"zasady", unikaj "guru" i pozwól, aby wspólna uprzejmość towarzyska była Twoim przewodnikiem.

Co ważniejsze, podejdź do mediów społecznościowych z uzasadnionymi oczekiwaniami. Dowiedz się z wyprzedzeniem, czego oczekujesz od wysiłku. W większości przypadków jedyne, na co naprawdę możesz liczyć, to odrobina dobrej woli od potencjalnych klientów. W niektórych przypadkach, jeśli uda ci się przyciągnąć przyzwoitą grupę zwolenników, możesz nagrodzić je specjalnymi ofertami, ale podchodź do takich ofert z umiarkowaniem i wdziękiem, lub będziesz bezceremonialnie rzucany.

W ostatecznym rozrachunku rozsądnie jest przyjąć do wiadomości, że czas i skarby wydane w mediach społecznościowych raczej nie przyniosą wymiernych korzyści dla większości firm. Ale to nie znaczy, że nie warto próbować. Po prostu podejdź do niego z odrobiną zastrzeżenia i skorzystaj z porady tak zwanych ekspertów (tak, w tym ja) z bardzo dużym ziarnem soli.

Robert Strohmeyer używa mediów społecznościowych od czasu, gdy wymyślono to wyrażenie, a on nie ma cierpliwości dla intrygantów. Możesz śledzić go na Twitterze, jeśli chcesz, a on nigdy nie będzie próbował ci niczego sprzedać.